-
Postów
19 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Osiągnięcia Szeryf
-
Oglądają, ale nie tak często jak mężczyźni.Ponadto traktują to jako ciekawostkę a nie jak tlen czy pożywienie. To zdecydowanie problem facetów. Mówiąc problem mam na myśli częste oglądanie, które jest niczym innym jak uzależnieniem.
-
Te filmy w większości wypaczają obraz seksu.Naogląda się taki i potem myśli, że anal to coś normalnego Nie chcę być postrzegany jako jakiś kaznodzieja uderzający w moralizatorski ton, bo sam ze swoją małżonką brykam w dość wyrafinowany sposób, ale produkcje xxx na prawdę przyczyniają się do powstawania nieporozumień w związku. Ponadto to gówno uzależnia. Wiem, bo mam znajomą, której facet jest uzależniony. Angelika, jeśli on nie może się bez tego obyć, to jest to chorobliwe!
-
Pani_B ma rację! Też bym się wk****wił na miejscu kobiety. Są jednak sytuacje, kiedy panie zachowują się bardzo podobnie do facetów.Powiedzcie mi, po co kobiety oglądają metroseksualne (autocenzura, w myśl działania przeciw homofobii )..., metroseksualnych, wijących się na scenie klaunów ? Widok piszczących bab na widok takiego chłoptasia każe mi wtedy zadać pytanie: czy one, k****a mają wszystkich w domu ?
-
Yeah! Dać komuś w mordę w słusznej sprawie, rzecz bezcenna!
-
Ja właśnie nienawidzę upokorzenia, uczucia bycia wykorzystanym! W dzieciństwie (które pamiętam) doświadczyłem przykrych sytuacji i teraz wydaje mi się, że muszę sobie udowadniać, że jestem twardy, nieustępliwy, bojowy...To mnie z jednej strony wyczerpuje i czasem jest źródłem konfliktów a z drugiej wygrana daje satysfakcję...Chorobliwe
-
To ja jestem nienormalny Panowie... Będąc nastolatkiem oglądałem. Teraz nie oglądam z kilku powodów: 1. Nie potrzebuję (chyba wyrosłem) 2. Żona urwałaby mi łeb i jeszcze coś innego. 3. Pornosy są monotematyczne i nudne. Jeśli facet nie może żyć bez tego, to coś jest z nim nie tak. A troskę angelikaf uważam za coś pozytywnie niebywałego w żeńskim plemieniu! Większość pań tego nie toleruje u swych mężów, partnerów.
-
Ale co ? Że Suffocation i Dismember to grindcore czy te osobliwości w tekstach ? Dismember to klasyczny szwedzki DM a Suffocation też DM tyle, że U.S. Myślę, że tak na prawdę granica między ekstremalnymi gatunkami metalu jest cienka. Dla mnie grind corem był stary Carcass czy Napalm Death.
-
Ok, nie traktuję tego jako zaburzenia tylko pewną uciążliwość, która nakazuje mi stanąć okoniem wobec pewnych spraw, ludzi. Jest to czasem o tyle złe, że nie zawsze mam rację. Dzięki za odpowiedź. Chyba trochę tu zabawię.
-
Z death metalem wziąłem rozbrat jakieś kilka lat temu na rzecz bardziej atmosferycznych klimatów. Słuchając np. Suffocation, Dismember nie znajdowałem w tym nic poza podziwem dla technicznych umiejętności muzyków. Teraz gustuję bardziej w klimatach pogańskich (szczególnie skandynawskich), że wymienię: Moonsorrow, Galar, Draugnim, Kampfar, Enslaved etc. Szukam w muzyce ucieczki, oczyszczenia, a tego Metal Śmierci mi nie dostarczał. Ponadto tematy związane z fekaliami, wnętrznościami etc jakoś mnie nie kręcą
-
A mdłości nie masz ? bardzo śmieszne... to musiałoby być niepokalane poczęcie... przed okresem większość kobiet je więcej Przepraszam Nie chciałem być złośliwy... Od kiedy mam dziecko, każdą kobietę widziałbym w ciąży
-
Słodycze, herbata, ekstremalna muzyka...
-
A mdłości nie masz ?
-
Witam wszystkich nie nawidze siebie i innych na około
Szeryf odpowiedział(a) na adolfhitler temat w Witam
Dorzuć jeszcze Infernal War, Strandhogg... Zastanawiałeś się nad wpływem BM na psychikę ? Ja jak się nasłucham to mam ochotę coś iść zdetonować! Kuźwa, niedobrze... -
Mnie krew zalewa, jak sobie pomyślę, że mam iść od spowiedzi i spowiadać się z uczynków, których nie uważam za grzechy. Ze względu na swoją naturę buntuję się przeciw niektórym nakazom wynikającym z religii. Z tego z kolei wynika lęk, że będę miał później przerąbane. Mam problemy z określeniem swoich relacji z Bogiem. Chyba jestem agnostykiem. Pewien tego nie jestem
-
Witajcie! Zarejestrowałem się tu żeby sprawdzić, czy ktoś ma tak samo, jak ja...Ze swoim problemem zmagam się od dawna, odkąd pamiętam. Właściwie to zastanawiam się, jak to nazwać ? Postaram się najkrócej i najprościej: odczuwam chorobliwą satysfakcję z "utarcia komuś nosa", czuję się fantastycznie, kiedy odniosę na kimś zwycięstwo, oprę się jakiejś sytuacji, zbuntuję się przeciw czemuś. Uważam, że świat jest pełen bałwanów, kanalii, szubrawców i idiotów, z którymi muszę walczyć. Ktoś mógłby zapytać, co jest złego w tym, że nie zgadzasz się na sytuacje, które w twojej ocenie są złe ? Ano niby nic, tylko, że mój nonkonformizm zaczyna być trochę uciążliwy, szczególnie w sytuacjach zawodowych, czy nawet codziennych, prozaicznych (na szczęście nie przenoszę tego na żonę czy dziecko). Człowiek chyba nie powinien traktować swojego życia w kategoriach wiecznej walki ?Zwłaszcza w wieku 33 lat. Problem w tym, że ja lubię się buntować, negować, a to nie zawsze się opłaca...Myślę, że byłbym niezłym wywrotowcem, rebeliantem...Jak być bardziej konformistycznym, jak się łatwiej dostosować? PS mój nick to taka celowa przewrotność wobec mnie samego. Pozdrawiam