Skocz do zawartości
Nerwica.com

natalia-czerwona

Użytkownik
  • Postów

    36
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez natalia-czerwona

  1. ja miałam i mam nauczanie indywidualne, własnie przez tego typu choroby. bardzo chwalę to sobie, bo tylko dzięki temu przeszłam do następnej klasy. więc u mnie wygląda to tak: kiedy jestem nieprzygotowana po prostu mówię to nauczycielowi. a reakcje są różne- jedni to uwzględniają i nie robią problemów, inni coś mówią pod nosem... grunt, żeby to się nie zdarzało zbyt często. kiedy np. któryś raz z rzędu jestem nieprzygotowana, wolę odwołać lekcje. ogółem uczy mi się w ten sposób duzo lepiej! mam lepsze oceny i więcej pracuję.
  2. no dobra, muszę się komuś wyżalić... jestem w bardzo głębokiej depresji i już nie wiem co powinnam zrobić. od dwóch miesięcy nie daję rady. jem jak świnia, przytyłam. nie śpię wcale, albo śpię całe dnie. od jakiegoś czasu zaniedbuję nawet higienę. ponad trzy tygodnie nie byłam w szkole. nie czytam, nie piszę, nie uczę się. czasem zmuszam się do płaczu, bo tylko wtedy odczuwam, że życie jest choć trochę... realne... dostaję napadów lękowych, mam zamiary samobójcze. (jestem już po jednej próbie). wróciły moje objawy psychotyczne, przez co boję się wychodzic z domu (nawet w domu nie czuję się bezpiecznie, ale gdzieś siedzieć muszę). całe dnie myślę tylko o tym, że najlepiej byłoby się zabić. zaczęłam analizować zdania, wyrazy, wypowiedzi. na moją matkę nie mogę liczyć, bo nasze stosunki są bardzo trudne. na resztę rodziny również. i pewnie nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie mój narzeczony. tylko on widzi, że coś ze mną nie tak (mama udaje, że jest ok). ale nasze relacje ulegają pogorszeniu i strasznie boję się, że go stracę. ta sytuacja dłużej trwać nie może. nie wierzę już ani w leki, ani w terapię. błagam, może Wy mi coś doradzicie
  3. mi borderline stwedziła psychiatra. ale może to też zrobić psycholog. oprócz tego mam też zaburzenie schizoafektywne i początki nn. o mojej diagnozie zadecydowało wiele objawów, ale lekarka i tak nie jest pewna. hm.. nawet w depresji bywają lepsze dni. tu między innymi chodzi o huśtawkę nastrojów. najlepiej zrobisz, jeśli wszystkie swoje objawy omówisz z lekarzem/psychologiem. pozdrawiam!
  4. ja też w szkole nie miałam lekko. w SP bardzo długo śmiano się z mojego nazwiska. było naprawdę okropne. czułam się strasznie, byłam posmiewiskiem, nawet nauczyciele mi docinali. więc.. nazwysko zmnieniłam. ale kpiny ze mnie się nie skończyły, wręcz przeciwnie. było coraz gorzej. śmiano się z mojego sposobu bycia, z wyglądu. byłam bardzo silna, bo wszystko to znosiłam bez słowa. dusiałam wszystko to w sobie. bałam się tamtych ludzi. kiedyś nawet próbowali mnie zepchnąć ze schodów. zmieniłam zatem szkołę. ale tam też nie było dużo lepiej. byłam totalnym outsiderem. to wszystko plus problemy w domu spowodowało, że miałam myśli samobójcze i pierwszą próbę. dalej się jakoś potoczyło, w gimnazjum nie było źle, a w liceum jest całkiem spoko. ale kiedy widzę tych ludzi z SP na ulicy, to choć minęło wiele lat, cały czas się ich boję. miękną mi ze stachu nogi, drżą ręcę. jestem później zła na siebie, że jakbym nie dorosła. corner myślę, że takie rany, że takie urazy w psychice z dzieciństwa pozostaną na długo. może nie na zawsze, ale jeszcze przez jakiś czas nie zapomnimy o tym co się działo. pozostaje jednynie pamiętać, że to już MINĘŁO, że na szczęście mamy to za sobą.
  5. smutna48 leczę się od przeszło roku (wiem, że to nie długo) i brałam rożne leki, ale z marnym efektem. Bethi może masz rację z tym udawaniem... spróbuję mówić bardziej otwarcie, że kiepsko się czuję. do psychiatry chodzę, ale mam wrażenie, że to mi nie pomoga. jest z dnia na dzień coraz gorzej. coraz częśćiej mam takie "ataki", coraz groźniejsze. mam wrażenie, że wszyscy mnie okłamują, przejstaje ufać komukolwiek. cholera, naprawdę straciłam nad tym kontrolę. niedobrze... niektórzy boją się wręcz, że to może być coś poważniejszego. ja na szczęście tak nie uważam. po prostu wierzę w pewne rzeczy, w pewną metafizyczność świata. no, ale zboczyłam z tematu mój chłopak bardzo lubi się mną opiekować, ale czuję, że jego już to powoli męczy. twierdzi, że mnie nigdy nie zostawi. tylko czy ja naprawdę daję mu szczęście będąc w takim stanie? Bethi i jak z Twoim chłopakiem? mam nadzieję, ze wszystko ułoży się po Twojej myśli, trzymam kciuki!
  6. przepraszam, że przerywam rozmowę, ale potrzebuję się komuś wygadac. tak więc.. do rzeczy. jestem cholernie zmęczona. cały czas muszę udawać, że wszystko jest ok, zgrywam tzn. "silną". tą, która radzi sobie z chorobą, którą nic nie przeraża. ale tak cholera nie jest! wiem, że nie mogę się rozklejać i wiecznie marudzić. cały problem polega jednak na tym, że choroba zawładnęła moim życiem. życiem, które wydaje się być już nie-do-zniesienia. wpadam w jakieś stany depresyjne, nic nie mogę robić. o niczym mysleć. tylko ranię swojego narzeczonego. chyba powinnam z nim zerwać. ile można mnie niańczyć?! próbuję non stop wziąć się w garść. i kiedy wydaje mi się, że biorę górę nad depresją, to pojawiją się głosy, widzenia.. mam wrażenie, że opętał mnie jakiś zły duch, który tak uparcie próbuje zrujnować mi życie. nie pomagają żadne leki. nawet uspokające. dostaję ataków, kiedy próbuję wyskoczyć z okna, walę pięściami w ścianę. powiedzcie szczerze.. nie ma już ratunku, prawda
  7. Kochana Margaret ! znam dobrze te "rodzinne sprawy", niestety. ja do matki mam takie hm.. dziwne uczucia. dużo żalu. moja psychiatra zawsze mi powtarza, że nie powinnam siebie o to winić. ma racje. co do Twojej mamy, to ona musi zrozumieć, że jesteś chora. że nie może wymagać od Ciebie tyle co od osoby zdrowej. no i przede wszystkim oddać Ci choć trochę Twojej wolności! na Twoim miejscu zaprowadziłabym ją chyba do psychiatry. niech posłucha o tym jak powinna Ci pomagać, jak postępować w trudnej sytuacji, w sytuacji w której obie się znalazłyście...
  8. Witaj laven ! przede wszystkim odradzałabym ściemnianie psychiatrze. to bardziej zaszkodzi, niż pomoże. Też ukrywałam wiele rzeczy przed lekarzem i nic dobrego z tego nie wyszło. Sama musisz wiedzieć czy dasz radę w szpitalu, zdala od rodziny, bliskich. Jeśli tak, a lekarka nie będzie widziała innego wyjścia, to powinnaś pójść. Sama dostałam skierowanie cztery razy. Za pierwszym poszłam zobaczyć co to za miejsce. Nie spodobało się mojej mamie i pomysł został odrzucony. Drugim razem byłam przyjęta na oddział, ale stchórzyłam- odjechałam do domu tego samego dnia. Wtedy szpital nie był w ogóle straszny, wręcz przeciwnie. Wyglądał przyjaźnie. Jednak nie zdecydowałam się na leczenie- ze względu na matkę, chłopaka itd. Ale jest jeszcze najważniejsza kwestia [ja o tym zapomniałam] - jeśli uważasz, ze mogłabym powtórzyć probę- nie wahaj się i idź. Pozdrawiam
  9. Piszę w tym subforum, ponieważ zespół schizoafektywny to pomoć połączenie objawów psychotycznych z depresją . Czy ktoś z Was wie cos więcej na temat tej choroby
  10. Bethi - psychiatra miała na myśli odseparowanie się od toksycznej rodziny. za rok wyjeżdżam na studia, ona bardzo popiera ten pomysł. chcę, żebym udała się z narzeczonym na kilka dni na wakacje, żebym odpoczęła od problemów. podczas każdej wizyty u mojej psychiatry, prowadzi ze mną i moją matką conajmniej godzinną rozmowę. ale to niewiele daje:/ mam do mojej matki ambiwalentne uczucia. bardzo się jej boję. w zasadzie już nie wiem czemu. pogubiłam się w tym wszystkim. w tej całej hipokryzji, oszukiwaniu wszystkich dookoła, jeśli wiecie co chcę powiedziec. wszystkie rozmowy kończą się na poważnych kłótniach. teraz totalnie unikam tematu. udaję, że wszystko jest ok. już nie mam już odwagi pójść do szpitala, przeciwstawić się jej. poza tym całe swoje życie uzależniłam od narzeczongo. i wolę tutaj "umierać" przy nim, niż żyć gdziekolwiek indziej. zresztą nie potrafiłabym normalnie funkcjonować w szpitalu. ech, tak cholernie się boję! czasami mam wrażenie, że naprawdę znajduję się w sytuacji bez wyjścia. baranie się w garść po raz koleny jest kurewsko trudne. chyba nawet za trudne!
  11. ja biorę od wczoraj w dawce 15-30 mg. po 30 mg zasnęłam dość szybko. dość dobrze mnie uspokaja, jednak wywołuje senność i zawroty głowy. ale to dopiero poczatek stosowania, więc robaczymy jak się sprawdzi później.
  12. moja mama posuwa się dalej, bo twierdzi, ze jest moja przyjaciołką ( ) i wymaga ode mnie bezwzględnego poświęcenia. wkurza się na wszystkich moich znajomych, a mam ich naprawdę niewiele. ona wolałaby, żebym była zdana tylko na nią. a co do szpitala, to sama nie wiem czemu... ona po prostu nie wierzy w moją chorobę i twierdzi, że poradzę sobie bez tego. zaraz po maturze wyprowadzam się z narzeczonym 70 km od niej. byle daleko!
  13. Tak, nienawidzę swojej matki. wiem, to brzmi okropnie... pewnie większość z Was uzna mnie za jakiegoś potwora, albo zbuntowaną nastolatkę. ale jestem juz tak bardzo zmęczona... własna matka mnie wykańcza, jest tak cholernie okropna! jestem dość mocno chora, cały czas okazuje się jak bardzo. wariuję po prostu. chciałabym sobie pomóc, ale nie wiem jak. matka nie pozwala mi iść do szpitala, a ja już nie mam siły. w środę nie wytrzymałam i próbowałam się zabić. odratowano mnie. a teraz mamusia chce wzbudzić we mnie poczucie winy. mówi, że zrobiłam to specjalnie, żeby wykończyć całą rodzinę... cały czas twierdzi, że ja chcę być chora, że to mój wybór, moja wina. ja już nie mogę! co mam zrobić? mam zszargane nerwy, coraz gorzej się czuję. moja psychiatra mówi, że najlepiej by było, żebym się wyprowadziła, ale ja jestem dopiero w drugiej klasie lo... a może to moja wina? może naprawdę wykańczam wszystkich? wydaję mi się, że lepiej by było, żebym się wreszcie zabiła. uwolniłabym moją matkę, narzeczonego...
  14. Witam wszystkich! pragnę poprosić o radę, gdyż mam już mętlik w głowie... otóż choruję na zaburzenie osobowości typu borderline, ciężką depresję i nerwicę lękową. przez ostatni czas moje objawy się bardzo nasiliły. szczególnie depresja. mam poważne myśli samobojcze. we wtorek idę do mojej psychiatry. ona juz od dłuższego czasu proponuje mi szpital. obawiam się, że to jedyne rozwiązanie, bo moje siły się już wyczerpują... ale mam wiele obaw przed pójściem do szpitala. przede wszystkim nie jestem pełnoletnia, a moja mama jest absolutnie przeciwna temu pomysłowi... powiedziała, że się zgodzi, jednak ani razu ( ) mnie nie odwiedzi... okropnie mnie ta kobiecina nastraszyła. mówiła, że będą mnie faszerować lekami, mogą mnie zgwałcić ( ), testować nowe leki, że wszyscy się dowiedzą o moim pobycie w psychiatryku, że mogą trzymać mnie tam nawet kilka lat ( ). wiem, że to wszystko są bajki, a moja matka strasznie panikuje. jednak zasiała we mnie hm... ziarno niepewności. wizyta się zbiliża wielkimi krokami, a ja nie mam pojęcia co zrobić! obawiam się, ze jeśli nie pojdę, to mój stan się pogorszy, albo zwyczajnie nie doczekam poprawy.. z drugiej strony wiem, że jeśli się tam wybiorę, to zawiodę mamę... mam okropne poczucie winy. mama uważa, że ja CHCĘ być chora, że się w ogóle nie staram. chyba nie muszę mówić, że to nieprawda. mam narzeczonego, którego bardzo kocham i dla niego chcę walczyć z chorobą. czy zatem jeśli pójdę do szpitala będzie oznaczało to, że się poddaję? że kapituluję? doradźcie proszę co powinnam w tej całej sytuacji zrobić. z góry baaaaaardzo dziękuję!! ale Wam tu nazamulałam
  15. ja biorę stabilizatory nastroju. zero skutków ubocznych. mi na poczatku pomagały i z tego najcięższego doła mnie wyciągnęły, ale to niestety wraca [mam jeszcze cięzką depresję]. osobiście bardziej wierzę w leki niż psychoterapię, zresztą moja psycholog nie chce się podjąć prowadzenia mojej terapii. tak więc jestem zdana tylko na tabletki. nie odradzam barania leków, bo to jedna z dróg wyzdrowienia. w połączeniu z psychoterapią może dać świetne efekty. najlepiej porozmawiać z psychiatrą i wspólnie zastanowić się nad lekami.
  16. witam wszystkich! choruję na borderline i ciężką depresję. ostatnio jednak doszły do moich "codziennych" dolegliwości nowe objawy. od około miesiąca nie śpię prawie wcale. ciągle źle się czuję. mam bóle brzucha i w klatce piersiowej. często wymiotuję, nie mogę złapać oddechu. wszystkie te dolegliwosci prześladują mnie jak się zdenerwuję. a denerwuję się ostatnio bardzo często. wszystko wyprowadza mnie z równowagi. nasiliła się moja klaustrofobia i mam napady lęku. z poczatku myślałam, że to objawy choroby somatycznej. jednak z badaniami jestem na bierzaco i wiem, że fizycznie jestem zdrowa. czy Waszym zdaniem to początki nerwicy lękowej czy nasilone objawy depresji? pozdrawiam
  17. oj, Margaret, wszyscy tu mamy większe czy mniejsze problemy za sobą. a pewnie znalazłaby się niejedna osoba, która jest w związku. kochać możemy wszyscy, choroba nie ma tu nic do rzeczy. a to, że się zakochałaś, to powiedziałabym, że nawet dobry objaw, bo to znak, że coś jeszcze czujesz, że deprecha nie zwładnęła Tobą do reszty. ja jestem ze swoim chłopakiem półtora roku i na początku naszej znajomości też były podobne sytuacje. jak będziesz chciała, to kiedys Ci to opowiem. ale w każdym razie depresja zamiast zniszczyć naszą znajomość tylko ją umocniła. jeśli odopiednio "zabierzesz się" za tego faceta, to nie ma rady, będzie Twój
  18. Margaret, jakbyś czegoś potrzebowała, to mój nr gg- 7756792
  19. Margaret, mi matka wmawiała to samo. przez lata lekceważyła moje problemy. i pewnie już dawno by mnie tu nie było, gdyby nie fakt, że miałam w sobie tyle siły, żeby się jej przeciwstawić. czułam, że coś ze mną nie tak. bo takie rzeczy się czuje, prawda? poszłam do psychiatry z chłopakiem. nic jej o tym nie powiedziałam. moja matka otworzyła oczy dopiero kiedy była diagnoza- ciężka depresja. to zmieniło jej podejście do moich "wyimaginowanych" dolegliwości. zaburzeń psychicznych nie wolno lekceważyć! bo to wszystko się będzie tylko pogarszać... nawet jeśli nie jesteś pewna czy coś Ci dolega, to niech roztrzygnie to psychiatra. tak będzie dla Ciebie bezpieczniej.
  20. ejj, nie ma czego się bać! ja biorę ten lek od blisko dwóch miesięcy i nie przytyłam po nim nawet kilograma, nie chodzę ospała, nie ma żadnych skutków ubocznych. bez wątpienia ten lek bardzo mi pomaga, myślę, że Tobie też pomoże
  21. Witaj moja droga:-) mam dokładnie to samo. szczególnie szukam ojca w mężczyznach, którzy się o mnie troszczą. kiedyś miałam z tego powodu nawet wyrzuty sumienia, jakieś poczucie winy. ale teraz widzę, że to coś całkiem normalnego. a matką się nie przejmuj. ja też nie raz takie rzeczy słyszałam [nie od matki, ale od ojca]. zawsze bierz na usprawiedliwienie słów swojej matki, że pewnie była wzburzona itd. ale są ludzie, ktorzy niespecjalnie nadają się na rodzicow. lecz większość z nich i tak zakłada rodziny, niestety
  22. Róża, u mnie miała być psychoterapia rodzinna. pycholog powiedziała mi, że z całej "rodzinki" jestem najnormalniejsza! moja pierwsza wizyta była niby dobra. co prawda prawie zasłabłam w poczekalni ze strachu, ale poza tym ok. tylko problem w tym, że na początku stwierdzono u mnie depresję [mimo wyraźnych objawow borderline]. dopiero kiedy zmieniłam psychiatrę okazało się, że to zaburzenie osobowości. Margaret, na Twoim miejscu podzieliłabym się swoimi przypuszczeniami co do choroby z psychiatrą. rozwieje lub potwierdzi wszelkie wątpliwości. podobno z borderline się ciężko wyleczyć. a ja zamiast póbować się wyleczyć, próbuję z tym żyć...
  23. ojj, ja Cię baaardzo dobrze rozumiem. mam podobną sytuację. przy borderline też masz depresję? ludzie niestety nie rozumieją tego zaburzenia osobowości, moja matka też przez to często robi mi wyrzuty. w szkole ledwo semestr zaliczyłam, ale musiałam przenieść się na nauczanie indywidualne, bo nie byłam w stanie obcować dłużej z ludźmi, miałam dość wiecznego stresu. pocieszam się tylko tym, ze tak nie będzie zawsze. bo k*** nie może, prawda?!
×