nie wiem gdzie to napisać, nie wiem jak zatytułować temat a bardzo bym chciała prosić o pomoc
Postanowiłam napisać tu bo nie mam z kim porozmawiać, poradzić się a nie stać mnie na terapię, na psychologów. Do seksuologa też za nic nie pójdę.
Może tutaj psycholog pomoże mi choć trochę ruszyć to, co się tak bardzo nawarstwiło w moim małżeństwie.
Przepraszam, że piszę tak dużo i tak bezpośrednio. Robię to pierwszy raz od wielu wielu lat.
Po prostu mam już dość tego co się porobiło a czuję się bezradna, nie wiem jak to poodkręcać.
Wiem, że większość ludzi czytając to co napisałam pomyśli "rany co za baba, że też facet z nią jeszcze wytrzymuje"
Bardo chciałabym coś zmienić w naszym związku, a właściwie kilka rzeczy zmienić.
1. żeby w końcu było nam w łóżku dobrze
2. żeby mąż w końcu potrafił się emocjonalnie otworzyć i by było jak przed ślubem gdy rozmawialiśmy o wszystkim
3. bym w końcu uporała się z tą durną histerią i okropnym lękiem przed tym, że mąż widzi jakąś nagą kobietę, bym przestała odczuwać tak głupią potrzebę kontroli by przypadkiem nie zobaczył jakiegoś zdjęcia
Generalnie wpadam w panikę, histerię, złość, no sama nie wiem jak to określić, w każdym razie powstają we mnie bardzo silne negatywne emocje gdy widzę/wiem, że mąż patrzy/patrzył na zdjęcie kobiety z nagim biustem.
Jest to dość absurdalne, zdaję sobie z tego sprawę.
Do tego mam bardzo silną potrzebę kontrolowania tego, czyli sprawdzam w kompie w różnych miejscach czy mąż przypadkiem nie był na jakiejś stronie gdzie pojawiło się jakieś zdjęcie, jak wiem, że gdzieś lubi zaglądać a widzę, że często tam pojawiają się zdjęcia nagich lub prawie nagich panienek to proszę go by tam nie wchodził (np wirtualna polska) itp
Mąż nie wchodził nigdy na strony pornograficzne, nie czytał nigdy gazetek. Nie w tym problem. Tu chodzi o sytuacje życia codziennego - jest film i nagle jakaś scenka z gołą panną - od razu panika. Szuka sobie różnych rzeczy w necie - w awatarku bądź na stronie zdjęcie nagiej panienki - panika, w książce którą czyta rysunek kobiety z nagimi piersiami - panika.
Kompletnie nad tym nie panuję. Pod górkę mamy też w sypialni a wszystko zaczęło się parę miesięcy po ślubie od rozmowy.
Generalnie mąż był związany z dziewczyną przez pięć lat, bardzo ją kochał choć jak sam wiele razy mówił była raczej mało inteligentna, potrafiła mu przynieść w towarzystwie wstyd jakimś tekstem, miała też sporą nadwagę i z początku była takim zahukanym brzydkim kaczątkiem. Mąż jednak ją bardzo dowartościował (wiersze jej pisał, komplementy mówił, kwiatami obsypywał), panna zrzuciła sporo kilogramów no i rzuciła męża. On prawie rok walczył o nią, o ich związek ale nic z tego nie wyszło.
Dziewczyna ta od początku stała między nami cieniem. Mój błąd, za dużo o niej wiedziałam - głupio pytałam się o różne rzeczy a mąż mi odpowiadał łącznie z tym jaka była w łóżku. No właśnie - tu chyba był największy problem - dla mnie mąż był pierwszym, on miał już trzy lata doświadczeń z tamtą a ona lubiła seks i potrafiła go podkręcać na różne sposoby np bardzo erotycznymi liścikami.
Generalnie na początku było mi i mężowi w łóżku dobrze, ja byłam wyluzowana, nie miałam żadnych kompleksów itp ale byłam mocno zazdrosna o tamtą dziewczynę. Unikałam wszystkiego, co mogłoby się kojarzyć mężowi z jego byłą. Do dziś nienawidzę dźwięku fletu (grała na flecie), jej imienia itp.
No i właśnie tego felernego dnia parę miesięcy po ślubie rozmawialiśmy i mąż palnął, że jak mnie poznał to przyszło mu do głowy, że jeśli się ze sobą zwiążemy to boi się czy będę go potrafiła pociągać skoro nie jestem zbudowana tak jak tamta tj nie mam takich dużych piersi. Wiele razy potem próbował mi powiedzieć, że źle się wyraził, że bardzo mu się podobam itp ale było za późno.
Powiedział też, że tamta potrafiła wszystko mówić czego chce, uczyła go, pokazywała co sprawia jej przyjemność, mieli swój własny język, poza tym lubił z nią eksperymentować. Wiem też, że jak się kochała to była głośna.
Zranił mnie bardzo bardzo tym, że pomyślał, że mam za małe piersi, wkurzył mnie okropnie tym, że nie podjął prób rozmawiania ze mną w łóżku, stwierdził, że mnie rozmowa w łóżku krępuje więc się zamknął i też poczuł się skrępowany. Nie wziął w ogóle pod uwagę, że dla mnie to były pierwsze doświadczenia i musi dać mi czas i pomóc otworzyć się i rozmawiać. Po prostu się zamknął i nie rozmawiał ze mną i jeszcze stwierdził, że tamta była lepsza w łóżku bo właśnie wszystko mówiła.
Do tego ja jak się kochamy zawsze milczę, po prostu nie potrafię się głośno kochać. Był czas, że jak się kochaliśmy to w trakcie się obwiniałam, że nie potrafię ani be ani me nic totalnie, że jestem totalnie milcząca.
To było 9 lat temu. Potem były różne etapy - odsunęliśmy się od siebie, potem ja próbowałam coś naprawić ale on się zamknął i bardzo rzadko się kochaliśmy. Jeszcze bardziej mnie zranił, czułam się zupełnie podeptana jako kobieta. Naprawdę starałam się coś naprawić, wile z siebie dawałam, wiele razy płakałam obok w łóżku gdy on zasypiał, gdy tygodniami nie miał na mnie ochoty.
Potem było względnie ok ale tak naprawdę nigdy nie było super. Tj. lubił się ze mną kochać, miał na mnie ochotę i chyba ma do dziś ale czuję, że to zupełnie nie to. Satysfakcja jest dla mnie równa tylko i wyłącznie z satysfakcją męża. Chyba nigdy w życiu nie miałam orgazmu.
Przez te lata nabawiliśmy się totalnego zamknięcia. Jak się kochamy to ja dążę do tego by były to szybkie numerki, zdecydowanie też wolę dawać niż brać.
Lubię się ubrać w ładną bieliznę, lubię wymasować mężowi plecy, wygłaskać go, lubię go zaczepiać itp.
Nigdy nie zastanawiałam się czemu tak jest, gra wstępna może być długa i oby jak najdłużej bez zbliżania się do miejsc intymnych ale jak już się kochamy to robię wszystko by było szybko, może dlatego, że choć nie jest to dla mnie nieprzyjemne to też i przyjemności jakiejś szczególnej nie czuję, najbardziej lubię jak wiem, że mój mąż doszedł do końca. To jest dla mnie w sumie miarą satysfakcji w seksie dziwnie trochę nie?
No właśnie, bardzo lubię jak mąż mnie głaszcze po plecach, po nogach czy rękach ale od razu się spinam gdy głaszcząc mi nogi niebezpiecznie blisko pojawia się jego ręka w pobliżu miejsc intymnych.
Muszę być naprawdę mocno pobudzona by mi to nie przeszkadzało. A tak zamiast się odprężyć to cała jestem w nieprzyjemnym oczekiwaniu, że jego ręka pojedzie zbyt daleko i wycofuję się i mówię, że chce mi się spać
Jeszcze gorzej reaguję gdy próbuje dotykać moich piersi. Tu mieliśmy najbardziej pod górkę. Przez parę lat w ogóle nie pozwoliłam się dotykać bo jak tylko zaczynał to był koniec, spinałam się, wycofywałam. Od tamtej rozmowy nie rozebrałam się też nigdy przy nim.
Nie wyobrażam sobie kochać się w ciągu dnia gdy jest jasno bez ubrania, nie wyobrażam sobie nawet po zmroku gdy jest ciemno i tylko światło zza okna pada usiąść sobie swobodnie rozebrana na łóżku bez narzucenia na siebie dokładnie kołdry.
Owszem widział mnie w ładnej bieliźnie ale nigdy bez niej. Nawet jak jest półmrok to nie wyjdę spod kołdry bo bardzo źle się czuję z samą świadomością, że mógłby mnie zobaczyć.
Nie czuję się nieatrakcyjna w ogóle - czuję się nieatrakcyjna dla niego.
W łóżku nie potrafię mu powiedzieć co mnie denerwuje, czego nie chcę a co chcę w danym momencie. Swego czasu próbowałam dać mu to odczuć tj co mi się podoba a co nie ale nie zawsze łapał, w końcu jakoś przestałam się starać a on właściwie nie próbował się mnie uczyć tylko przeniósł wszystkie swe doświadczenia zdobyte z byłą tj czułam, że dotyka mnie i pieści w taki sposób jak nauczyła go tamta. I to mnie jeszcze bardziej dołowało i sprawiało, że nie lubiłam jak mnie dotyka.
Był czas, że delikatnie próbowałam z nim rozmawiać - powiedziałam, że chciałabym z nim rozmawiać, że chciałabym też by czasem trochę dłużej mnie głaskał bez zbliżania się do miejsc intymnych no to niedługo potem usłyszałam, że mu powiedziałam, że za szybko się pcha z łapami. To był koniec moich prób rozmowy z nim tym bardziej, że nie wysilił się by zacząć ze mną rozmawiać.
Czemu tak panicznie się boję, że mąż zobaczy jakąś babę i sobie pomyśli, że szkoda, że ja tak nie wyglądam? Bo chyba tego się właśnie boję, że widząc inne kobiety będzie żałował, że ja nie wyglądam inaczej.
Przez te wszystkie lata bardzo się na siebie zamknęliśmy, rozmawiamy o codziennych sprawach - co trzeba kupić zrobić itp ale nie rozmawiamy o naszych odczuciach, obawach itp.
Właściwie każda próba rozmowy z mojej strony kończy się tak samo - mąż mnie słucha i milczy, nawet się na mnie nie patrzy.
Potem ja się zamykam stwierdzając, że nie chodziło mi o wygadanie się tylko o rozmowę. Pewnie mąż stwierdził, że przez szczere rozmowy z początku małżeństwa namieszał tak, że nie warto w ogóle rozmawiać no a jak już się zamknął to tak szczelnie, że przez wszystkie te lata nigdy się nie otworzył i chyba się już nie otworzy.
Skoro nie potrafi ze mną rozmawiać otwarcie o zwykłych rzeczach to jak mamy zacząć rozmawiać o seksie i cokolwiek naprawiać?
Męczy mnie to wszystko, chciałabym coś zmienić. Najbardziej męczy mnie ta moja histeria i próba kontrolowania męża. Czy to podpada pod jakąś nerwicę?
Rozmowy z mężem nie mają sensu bo on tylko słucha nigdy nic nie mówi. Tak jest od paru lat. Potwornie się w sobie zamknął. W ogóle często jest bardzo niemiły, rozdrażniony, krzyczy na dzieci. A ja bym chciała by coś się zmieniło.. tylko jak to zrobić????