Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wombwell00

Użytkownik
  • Postów

    199
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Wombwell00

  1. Odświeżam temat, wybaczcie archeologie. Problemy nadal aktualne, wciaz to samo, nie wiem juz co mam robić. Napiszcie coś, chce poznac opinie drugiej strony, spojrzec na siebie z innej perspektywy, ale nie potrafie, zdusilem te o w sobie tak mocno, ze juz nie potrafie ocenic samego siebie.
  2. @viskokova Mam to samo, z tą różnicą, że nigdy nie dawałem z siebie tych 200% nigdy w życiu się tak naprawdę nie zaangażowałem w NIC czy to obowiązki, edukacja, samorozwój czy związek... czasem nawet czuje, że podświadomie robię coś źle jakbym czuł potrzebę podkopania swojej wartości i celowego 'spieprzenia' czegoś by móc sie czym potem umartwiać brzmi to irracjonalnie i tak też to czuje. Panie psychologu, potrzebujemy tu PANA !
  3. Czy to jeszcze zwykłe lenistwo czy już chroniczna apatia, marazm? Ja osobiście też myslałem, że jestem patentowanym leniem, nie miałem ochoty NIC robić i to dosłownie - w domu źle, poza też, źle w towarzystwie, w samotnosci jeszcze gorzej. Podjąłem pracę, trochę mnie to ustawiło i pozwoliło pewne priorytety w głowie ułożyć, na krótszą metę dobrze, starałem się dobrze organizować finanse i wolny czas bo miałem wrażenie, że przez pracę nie mam go za wiele, ale po prawie roku odechciewa mi się już żyć. Do pracy chodzę do chodzę, jakies tam marne grosze zarabiam, ale wracam do domu i nie robie NIC, w żaden sposób się nie rozwijam, nawet nie robię tego co mnie cieszy a jedynie postępuje tak by 'przetrwać' reszte dnia, aż zrobi się 23 i trzeba będzie iśc spać. Co więcej po wakacjach wracam do mieszkania z rodzicami, bo zarabiam tak marnie, że na utrzymanie sie w duzym miescie (Wrocław) nie wystarcza i tak muszę wszędzie pożyczać albo brac od rodziców, do tego czuje się jak ostatni śmieć i biedak, nawet mentalnie stałem się już biedny.... Powiedzcie mi, jak z tym walczyć???? Ja juz nie mam pomyslu ;(((
  4. Witam was. Nie chcę tutaj zanudzać długimi opowieściami o życiu i smutnych historiach, tym bardziej żalić się jedynie by usłyszeć parę słów otuchy, już to robiłem, już to przeżyłem, wystarczy mi. Chciałbym wam rozpisać pewne swoje własne obserwacje byście mogli mi doradzić, co tak naprawdę powinnienem zrobić i jak z tym walczyć/pracować. Troche slów wstępu, potem opisze aktualną sytuacje. Start. Wojtek, mężczyzna, lat 22 aktualnie. Nie dostałem za bardzo miłości od rodziców, nie było picia i większych awantur, lecz uczuć też nie. Ojciec stateczny, bardzo wycofany z życia, brak kolegów, całe życie w pracy, mało mówił, nie był dla mnie wzorcem. Matka pracowita, próbowała trzymać jakoś rodzinę, pieniędzy nigdy nam brakowało, nie głodowaliśmy. Buty nowe były, wakacje były, chciałem chodzić na karate - mama pieniądze dała. Przez to też nie nauczyłem się pracowitości za młodu, jako najmłodszy z rodzeństwa zawsze bez prawa głosu, nauczony się nie stawiać. W wieku 12lat pierwsze objawy depresji, koledzy źle mnie traktowali, a ja wrażliwy chłopak wszystko brałem (i nadal biorę) do serca i nigdy nawet nie potrafiłem się odgryźć, murowało mnie w takich sytuacjach, chciałem tylko, żeby przestali. W rodzicach nie czułem oparcia, wszystko dusiłem w sobie, chciałem się zabić, czułem się niechciany i ukarany, i co więcej, czułem, że ta kara mi się należy. I tak naprawdę do dzisiaj wiele rzeczy się nie zmieniło. Nigdy nie wychodziłem z żadną inicjatywą, czy to propozycja spotkania z kimś, czy propozycja spędzenie wspólnie czasu z kumplami, czy to dowodzenie grupą - szedłem za resztą, wszystko samo jakoś się rozwiązywało, nie jako czekałem aż dostanę coś na tacy. W wieku 18lat pierwsza prawdziwa miłość, pierwsza osoba która obdarzyła mnie tym uczuciem i tylko tą miłościa żyłem - nie myślałem, co będzie jutro, nie wkładałem wiele w bycie dobrym partnerem, nie myslałem jakim człowiekiem chce być, co robić, jak zarabiać na życie. Na studiach zamieszkaliśmy razem i po paru miesiącach wszystko j*bło. Wyrzucili mnie ze studiów, żyłem z partnerką bo żyłem, przestawaliśmy się nawzajem 'karmić' emocjami i poczuciem spełnienia, seksu coraz mniej, frustracja z tego powodu wielka bo przecież 'mi się należy' (wtedy nawet nie wiedziałem, że tak myślę) i wielkie rozstanie. To było półtorej roku temu, nadal się zbieram. Niedługo potem kolejne studia zaczęte, już bez niej, znów mnie wyrzucili, bo nie wiedziałem gdzie chce by moje życie zmierzało, wyjechałem do Anglii, popracowałem trochę, nauczyłem sie pewnego obowiązku i wróciłem. I teraz zaczynamy 22lata, pracuje na etacie w szkole, w dziale obsługi technicznej, jestem majstrem. Studiuje zaocznie. Miewam bardzo chwiejne stany, często nawet parę razy w ciągu dnia miewam totalną sinusoidę - zrobię coś źle, wpadne w gonitwę myśli zaraz myśle o tym jak skrzywdzili mnie rodzice, jaki to jestem najgorszy, nieatrakcyjny dla kobiet, niezaradny życiowo, że już tak dłużej nie mogę. Trace zdolnosc mówienia, mówie bardzo szybko/jąkam się/nie mogę wydusic z siebie słowa, boję się ludzi. Parę godzin później dziwny przypływ endorfin, jestem dośc szczęśliwy, mówie sobie po co te nerwy, przecież już jest dobrze bo wiem, że złe stany zawsze mijają, po co mam isc do psychologa jak JUŻ się dobrze czuje, zaczepiam nawet kobiety, czuje podniecenie... i czasem mam takie 'zmiany' 3-4 razy dziennie. Nie mam praktycznie zadnych ambicji ani motywacji. Od paru miesięcy niby uczę się programowania, wygląda to tak, że przeczytam powiedzmy 10 stron książki w tygodniu, nawet nie próbując zrobić nic sam praktycznie, Czytam mase artykułów, nowinki, ale żeby rzeczywiście zabrac się do praktyki to już nie. Brak bata nad głową. A gdy znów ten bat jest (np. uczelnia) to czekam aż zacznę panikować, potem płacze bo olałem sprawę, wyzywam się od najgorszych, że nic nie osiągne i zaczynam się zastanawiać bo to ja w ogóle studiuje... i tak było zawsze, jestem bystry, ale nigdy nie pokazałem nigdzie swojego potencjału, robiłem tylko wymagane minimum, bo mysl o zaangazowaniu mnie paralizowala. Nie mam celów, mam jedynie fantazje. Pracuje po to by miec pieniądze, nie by sie rozwijać. Chce tylko zarabiac powiedzmy 5k miesięcznie nieważne co robić i godnie żyć. Co za tym idzie, wydaje mi się, że nie mam swojego EGO. Nie mam planu na siebie, zawsze byłem przeciętny i nijaki. Gdy ktoś mnie atakuje, wyzywa, ubliża - nie mówie nic, czekam aż skończy, jak strus chce schowac glowe w piasek, nie chce tego widziec. Co ze mnie za mezczyzna, który nie potrafi sie postawić... wiem, ze musi to miec spora czesc w braku wzorcow w dziecinstwie i kiepskiej relacji z rodzicami. Nie czuje nawet szczegolnej wiezi z rodziną, nie poszedlbym za nią w ogień, traktuje ją jako obowiązek, nie jako przywilej, ze przynajmniej nią mam. Jestem ofiarą, i nie chce z tego mentalnie nawet wyjsc, jak juz jestem poddany. W kontaktach z ludzmi widze, że jest coraz gorzej, że DZIWACZEJE. Często czuje się jak dziadek zaczepiający młode dziewczyny na ulicy, tak dziwnie się czuje. Tak jakby stracilem tą zdolnośc kontaktu z ludzmi, trzymam sie tylko grona utartych znajomych, co i tak nie przynosi mi szczęścia, a boje sie wyjsc do innych, lub gdy wychodzę, to nie moge poczuc juz tego powiewu 'swiezosci' gdy czulem kiedys poznajac nowych ludzi. Kiedys bardzo sie przejmowalem i nie robiłem nic, dzis juz sie nie przejmuje i to samo, czuje jak sie staczam... Przepraszam za chaotyczny post, jak myslicie co powinnienem zrobic? Co moze mi pomoc naprawic tak gleboko leżące i tak zakorzenione skazy w mojej osobie? Czy psycholog będzie konieczny? Czy jednak moge zrobic cos sam? Pytajcie o co chcecie, postaram sie odpowiedziec najlepiej jak potrafie. I dziękuje tym, którzy do tego miejsca dotarci, Pozdrawiam, Wojtek
  5. @heroiine7 Nie wiem skad tu taki hejt sie wylozyl, pomyslaloby się, że są tutaj ludzie troszke bardziej wrazliwi na punkcie czyjegos cierpienia. Bo problem błahy czy nie, dziewczyna cierpi i szuka pomocy. Chcialbym Ci pomoc ale niestety sam nie wiem jak. Sam jestem po 2,5 letnim zwiazku zakonczonym juz półtora roku temu a czasem jeszcze wciaz boli. Bo tez jej złamałem serce, nie bylem dobrym partnerem, mialem wiele swoich problemów i nie potrafilem docenic pewnych rzeczy. Masz o tyle lepiej, ze jestes kobietą i to nie wstyd kiedy ktos sie Tobą zaopiekuje, mezczyzni nie mają tak łatwo bo to oni muszą byc tymi twardymi, laski nie lecą na cioty, a osobiscie mam slabosc to takich kobiet wlasnie. Myslalem wlasnie, ze spale most, odetne sie calkowicie, po czasie zapomne i bede mogl ruszyc dalej. Chuja tam. Pierw ogromne wyrzuty sumienia, żałosne próby powrotu, i wciaz z tym emocjonalnie walcze. Nawrt jezeli ona mi już minela to mam opory przed zwiazaniem sie znów z kobietą, bo wiem, że wciaz mam te same wady co wczesniej i jeszcze bardziej boje sie odrzucenia. I tak samo jak ty, nie wiem jak sobie z tym poradzić. Miłość skurwensyn niestety :)
  6. Powinnas byc najlepsza kobietą jaką mozesz być, niech to będzie twój wzorzec. A tak w ogole po co kobiecie żenski wzorzec? Zeby wiedziala jaka byc w związku, jak wychowywac dzieci? Życie tego uczy, a rodzice raczej rzadko. Ewentualnie po to, żeby nie dawac pupy po kątach ale to tez kwestia zbudowania wlasnej moralnosci a nie wychowania. Facet musi za to uczyc sie jak bronic siebie i swoją rodzine, jak dac w pysk kiedy trzeba i jak zapewnic utrzymanie swojej rodzinie i do tego jeszcze musi nauczyc sie relacji z kobietami i cierpliwoscia by znosic te slyne humorki... nie wiem jak wam, mi wydaje sie duzo trudniejsze
  7. Teraz juz o tym wiem, nie zaprzeczam. Niestety juz tego nie odwróce. Osobiscie rozumiem swoje zachowanie, czulem sie niekochany, odrzucony i mialem troche obsesje na jej punkcie. Dochodze do wniosku ze tam musialo byc, w pewnym momencie za daleko to wszystko poszło i bylo wiadomo, ze skonczy sie w taki badz podobny sposob. Dziękuje za wasze wypowiedzi.
  8. Przyszło, po prostu o tym nie napisalem. Napisalem jej jedynie pare smsow bo nie odbierala moich telefonow, przypadkiem spotkalem ja na miescie dwa razy to sie schowala i kumpel musial mi grzecznie wyjasnic, ze nie chce mnie widziec i odpuscilem. Wyslalem jej nawet prezent na urodziny, ale prawdopodobnie jej matka wyrzucila go, bo od osob trzecich podobno nawet go nie widziala. Chcialbym zrobic cos wiecej, ale nie widze innego sposobu niz wtargniecie do jej mieszkania, bo raczej nie spotkam jej w innej sytuacji, a to troche juz niezdrowe. Co mi polecacie?
  9. Za młodu powiedzmy zamiast agresji do innych czulem ja do siebie: ze nie jestem taki chce byc, ze swiat zly itp. Wyładowywalem sie na sobie, tak to mozna ujac. Agresja gdzies tam we mnie jest, ale czuje ja zazwyczaj wtedy gdy nie jest ona po prostu potrzebna: podczas sluchania agresywnej muzyki czy podczas nocnych przemyslen, nigdy wtedy, gdy sytuacja tego wymaga, wtedy czuje cos bardziej jak lęk. I gdy ta agresja przychodzi to myslami chcialbym kogos zabic, zasztyletowac, sprawic wielka krzywde i w jakis sposob mi sie to podoba, i to mnie przeraza.
  10. Nie potrafie. Jako mezczyzna (21lat) nigdy nie czulem prawdziwie zwierzecej agresji by komus wyj*bac w morde nawet jesli czasami trzeba bylo. Gdy bylem/jestem obrazany nie potrafie sie odgryzc, nie potrafie sie przeciwstawic, zazwyczaj szybko zmieniam temat by odciagnac od siebie uwage. Innym jak widze w takich sytuacjach automatycznie wlacza sie system obronny jak u zwierzat, by zawalczyc i obronic swoje ego. Nigdy tego nie mialem. Nawet w seksie nie potrafie poczuc sie zwierzeco i wolno, zawsze towarzyszy mi uczucie pewnej załości i niepewności, ale to tez moze dlatego, ze mialem przyjemnosc robic to tylko z jedna kobieta. Dobija mnie ta pewna 'stalosc' w moim czuwaniu, czasem czuje jak mnie rozrywa od srodka by cos robic, ale cialo sztywne. Co moge z tym zrobic?
  11. Mam taki dosc dziwny, specificzny, moze gówniarski(?) problem. Mam 21lat, za sobą 2.5letni związek, wspólna pierwsza miłość, przez prawie rok mieszkalismy nawet razem. Pierwotnie rozstalismy sie we wrzesniu 2013. Długo juz sie do tego zbieralo, brak seksu, ja niewielu znajomych w nowym miescie (poszedlem za nią do nowego miasta), ogólnie marazm i deprecha tez, wyrzucili mnie ze studiów, przestało być tak jak dawniej. Ogółem byłem wtedy jeszcze gówniarzem (wciaz jeszcze jestem, ale jest lepiej), nie wiedzialem czego chce, a dziewczyna bardzo apodyktyczna, charakter dominujący, nawzajem karmilismy to pasywno-agresywne podejscie. Chciała żebyśmy zostali przyjaciółmi, ale ja tego nie chciałem, bo wciaz do niej cos czulem i troche nachalnie chciałem na siłe wrócić do siebie, brakowało mi miłości, długie przyzwyczajenia robią jednak swoje. W kwietniu 2014 mialem jechac do Anglii do pracy na pare miesięcy. Widzialem się z nią przed tym i dziwnie sie zachowywala: ublizala mi, jakies dziwne pyskowki itp. skonczyla luznym tonem, ze chce zebym przestal ja lubic (w domysle zrozumialem, po to zebym przestal myslec o jakichkolwiek powrotach). Zabolalo mnie to okropnie. Na zasadzie, ze mogla spokojnie kwestie wytlumaczyc, przekonac mnie, a uciekla sie do jakiegos gówniarskiego zachowania. Wiecej oczekiwalem od osoby z ktora kiedys sie dzielilo zycie. Cos we mnie wybuchlo. Mialem wtedy pewne poklady agresji w sobie wobec niej, ale staralem sie je tlumic bo wiedzialem, ze nic dobrego z tego nie bedzie. Ale po tym juz nie bylo tlumienia. Napisalem jej bowiem list. Nie jestem teraz z tego dumny, ale wtedy wydawalo sie byl dobra opcja na wyladowanie agresji. W liscie poruszylem wszystkie jej slabe punkty, w tym sprawe podobienstwa do jej ojca ktory porzucil ich rodzine i jest przez nia znienawidzony. Podobno lezala z lozku po tym przez 3 dni placzac. Poczulem sie jak skurwysyn, z czasem doszlo do mnie co zrobilem i jak tego zaluje, ale bylem wtedy juz w Anglii. DO SEDNA Ona nie chce mnie widziec, nienawidzi mnie do szpiku, utracilem tez przez to wiele naprawde dobrych znajomych ktorych poznalem przez nia i dodatkowo jestem uznany za jakiegos skurwiela bo posunalem sie do czegos takiego. Nie moge sie juz widywac z niektorymi niegdys mi bliskimi znajomymi bo zazwyczaj spotykaja sie z nia. Nie wiem do konca dlaczego, ale boli mnie to okropnie. Chcialbym wszystko wyjasnic, sprobowac dojsc do jakis 'normalnych' stosunkow ale wiem, ze wzbudze tym tylko litosc wychodzac na słabego a ona sama na mnie nie spojrzy. Będąc jeszcze w Anglii psulem sobie w brode dajac uciec tak swietnej kobiecie, idealna nie byla, ale ja jestem romantykiem i lubie idealizowac kobiety, teraz emocje troche opadly, ale wracaja przy kazdym swiecie gdy razem jestesmy w rodzinnym miescie. Czuje jakby brakowalo mi pewnego 'zakończenia' i za cholere nie wiem co z tym zrobic. Nie potrafie tego olac, choc minelo juz 7miesiecy bodajze, a konfrontacja nie wiem czy bylaby dobrym wyjsciem. Pierwsza milosc zawsze boli najbardziej podobno Problem w tym, ze wciaz nawet nie moge wejsc w 'gre' i ewentualnie zajac sie innymi kobietami bo wciaz ona zaprzata mi glowe.
  12. Okularow jeszcze nie nosze, a koszule w krate jeszcze w praniu także zostały mi jedynie tshirty ze śmiesznymi napisami
  13. Jak w temacie, chętnie pospędzałbym trochę czasu z płcią przeciwną na rozmowie czy słuchaniu muzyki na żywo, co robić uwielbiam. Wolałbym kogoś w wieku do 25 lat jako, że sam jestem w podobnym wieku. Mogę zagwarantować swoją otwartość, uśmiech, sypanie głupimi żartami i zdolność słuchania i rozmowy na różnojakie tematy :) Jestem młodym, rzekłbym dość przystojnym studentem informatyki o imieniu Wojtek :) Zapraszam.
  14. Hmm, brzmi ciekawie, słyszałem już o tym wcześniej jako sposób na ustawienie snu. Rozwaze tą propozycje :) Działa on coś na ośrodek napędu, motywacje? Cos takiego by mi sie przydało
  15. Nie chce juz polegac na psychiatrze który będzie próbować coraz to inne leki na zasadzie chybił-trafił, chce sam znalezc cos albo przynajmniej jakis kierunek który powinnienem obierac przy wyborze leków. Próbowałem na własną ręke, ale ten medyczny żargon jednak mnie pokonuje. Moje stany: a) bez leków - częste zmiany nastrojów, nawet w ciągu dnia lecz z czasem uczylem sie je opanowywac bądz samodzielnie wyzwalac te lepsze - poprzez słuchanie muzyki, tanczenie, głębokie wizualizacje (od dziecka bardzo wybujana wyobraźnia ). Ogólnie czułem się 'w dole' lecz bywały lepsze okresy, medytacja bardzo pomagała. Jak się zabierałem do roboty to czułem dobrze, naturalnie potrafiłem sie czasem do czegos zmusic, jezeli widziałem przejrzysty powód. Ciezko powiedziec więcej bo nie wiem czy to wina czynników psychologicznych czy zachwiana równowaga chemiczna mózgu. Mimo wszystko stany odczuwałem naturalnie, tego mi najbardziej brakuje b) na lekach (Wenlafaksyna 150mg, potem 75mg) - Z początku fajnie, czulem taki 'uplifting', czulem ogólną radosc z życia, chodziłem na zajęcia, biegałem, normalnie jadłem, rzeczy dawały mi przyjemność. Z czasem zacząłem czuć napięcie w okolicach barków, nie mogłem sie na niczym skupić, cały czas rozchwianie, robiłem wszystko i nic. Zacząłem bardzo nieregularnie spać, potrafiłem całe noce siedziec na kompie robiąc pierdoły a w dzień spać. A jak budziłem sie rano nie czułem żadnej potrzeby wstawania z niego, oprócz żarcia i toalety. Całe dnie mogłem robic po 5 drzemek, oglądając seriale i zagryzając jakims zarciem na szybko bo więcej nie chciało sie robic. Czułem się względnie ok, radykalne nastroje (dobre jak i złe) były przytłumione, czułem się dziwnie bo smutek nie był odczuwany jako smutek a radosci nie moglem wzniecic w sobie, cały czas ten sam stan, nudne to było w cholere Ale nie podobało mi się to, zszedłem do dawki 75mg i przez dwa tygodnie było ok, zacząłem odczuwać bardziej, mogłem rano wstać i cały dzien cos robic i kładłem sie zmęczony spać. Łatwo mi sie mówiło, dobrze mi sie składało słowa, potrafiłem żartować, była motywacja. I teraz po tym czasie znów czuje to napięcie w barkach, nie mogę skupic się na nauce, kij tam, że walcze o przetrwanie na studiach skoro nawet tego nie czuje, nie czuje napięcia ani motywacji, są przebłyski ale krótkie. Znów zacząłem nieregularnie spać, ciągle gdzies musze miec stymulacje - muzyka włączona non stop, pale papierosa za papierosem, szukam myśli do uchwycenia itp. Ale nie czuje sie zle... ale napewno nie okreslilbym tego jako dobrze. Opisałem najlepiej jak potrafie, z chęcia odpowiem na wasze pytania, jesli ktos ma jakis artykuł/tutorial jak dobierac leki łatwo wytłumaczony to bardzo prosze, chyba ze ktos się sam tego podejmie :) Proszę o pomoc i dziękuje za wasze odpowiedzi i rady. -- 10 lut 2014, 02:58 -- Dodam jeszcze tylko, że jestem dość artystyczną i ideałową duszą i nie chciałbym czegoś to mogłoby to spłycać, czułbym że za dużo mi zabrano z mojej tożsamości :)
×