Mam 23 lata,jestem studentką pielęgniarstwa,narzeczoną,mieszkam z ukochanym od 3 miesięcy.Wszystko zaczęło się na pewno dużo dużo wcześniej,kiedy byłam dzieckiem,ale uzewnętrzniło się teraz...
Dzieciństwo miałam trudne psychicznie,mama chorująca na depresję,po ciężkim rozwodzie z moim ojcem alkoholikiem,i również niełatwym dzieciństwie.Byłam często bita,czy zasłużyłam czy nie...Jednak pomimo to bywały i słodkie chwile.Taka bujanka.Długo by opowiadać...Jednak tej wiosny w wielką sobotę,stało się coś,czego nie przypuszczałam nigdy:mama wyrzuciła mnie z domu.Wylądowałam u babci.Mimo awantury mama nie zerwała ze mną kontaktu.Nasiliła starania o leczenie u psychiatry,zgłosiła się na terapię.Nią też to trzepnęło.Ja mieszkałam u babci.Pewnego dnia z rana trzymała mnie biegunka.Musiałam jechać na uczelnię.Jadąc w samochodzie z narzeczonym poczułam te bulgoty w brzuchu.Zrobiło mi się gorąco,oblał mnie pot,mrowiły stopy i łydki.Miałam wrażenie,że zaraz nie wytrzymam!!!I...że wszyscy to zobaczą...!Wylądowałam w szpitalu.Lekarz przepisał leki na biegunkę.Jednak uczucie ciągłej biegunki,i strach przed utratą kontroli pozostało.Nasilało się-w samochodzie,w centrum handlowym,osiedlowym markecie,w parku,w autobusie.Do autobusu nie wsiadłam do dziś.Zaczęłam żyć zamknięta w domu.Udałam się do psychiatry.Dostałam leki od których ciągle bolał mnie żołądek.Przez przypadek,znalazłam ogłoszenie w portalu internetowym o prace jako ratownik na obozie jeździeckim a że jestem ratowniczką to mnie wzieli.Przepracowałam 1 turnus i zostałam na waleta,byłam tam prawie do końca sierpnia.Konie dużo mi dały,to jeden z tych małych punktów zwrotnych.Jednak po powrocie do domu..znów jest to samo.Siedzę zamknięta w domu z dwoma kotami,żeby pojechać gdzieś dalej czy na uczelnię szpikuję się Stoperanem,leków od psychiatry nie biorę-żołądek mi dokuczał.
Nikt mnie nie rozumie. ;(