-
Postów
204 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Nez
-
tzn. w monarze byłem przez kilka tygodni, jeden dzień w tygodniu. Pomogło bo radzę sobie (poradziłem) z używkami które najbardziej mi szkodziły. Alkoholu nie nadużywam. I....teraz jeszcze tylko fajki. Zredukowałem do 10 kiepuchów na dzień :) offtop wychodzi straszny ;d więc wracając do artykułu - więcej szkoleń dla lekarzy, więc odwagi ze strony lekarzy. Co im broni zapytać się normalnie. "Przepraszam, pana panie X. wygląda pan dziś nie szczególnie, stało się coś? Powoli, spokojnie, proszę oddychać, nic się nie stało, wszystko jest w porządku" Łagodnie i spokojnym głosem, a założę się że szybciej to trafi niż ten ogromny 'wyczuwalny' dystans. Jeśli ktoś kiepsko rysuje to sry, może być dziś wystawiany w muzem sztuk pięknych luwru a nie trafi do mnie jakimś bohomazem z trąby słonia - to i tak powiem że to jest kiepskie.
-
są jakieś pozytywy z takiej postawy? nie przeczę, nie jest najgorsze podejście w moim przypadku odnośnie tych lekarzy których "poznałem" w szpitalu. Był to jednak dla mnie zarazem pierwszy kontakt, w hc stanie (;D) i wkurwiony jestem na siebie, na nich, na wszystkich. Po dogłębnym przeanalizowaniu własnego przypadku - mam lekarzy za bandę debili z tego oświęcimskiego szpitala gdzie tylko z jednym nawiązałem nić porozumienia - i któremu powiedziałem to co chciałem, którego uważam za w miarę "normalnego". W życiu spotkałem jeszcze jednego takiego lekarza. A bardziej, dużo bardziej pomogli mi terapeuci w monarze. (od razu właśnie chcę każdego przestrzec od leczenia się w oświęcimiu - dosłownie banda idiotów tam jest w ciele lekarskim -_-) i choć może gdzieś jeszcze gorzej, to w ogóle najlepiej nie leczyć się w polsce -_-. (hc stan - hardcore, ekstremalny stan, coś bardzo niemożliwego)
-
zujzuj dominujaca apodyktyczna matka? zacznij z nia rozmawiac, wiem poczatki sa trudne. Bo to widac ze ciezko dotrzec do malego rozumku ktory mysli ze jest ogromny, ze to co wydaje sie dobre i pozytywne tak naprawde wyniszcza twoja czy moja osobowosc, uposledza psychike i wykoleja rozwoj. Ale sproboj. Przekonasz sie ze warto, próbuj do skutku, powoli, spokojna rozmowa, bez nerwow - do huja wafla ! badz lepszy!
-
Moja rodzina wie chyba cała. Matka w spektalurany sposób mnie tam wsadziła, w równie spektalurany sposób wie chyba cały blok a że małe miasto to już chyba wszyscy moi znajomi wiedzą. Ale i tak się nikt choroba nie interesuje i realnego wsparcia zero. Smieszne jest ze proby ktore matka nazywa pomoca, sa mi gwozdziem do trumny. Nie raaguje na moje slowa co mnie wkurza, co irytuje czego mogla by nie robic. Swietnie idzie jej zrzucanie winy tylko na mnie. Wspiera mnie tylko babcia w sposob realny. A na nogi stanalem juz tyle ze mam generalnie ich gdzies. Moim atutowym argumentem, szczegolnie ze matka ma studia prawnicze skonczone to prawo o konstytucjonalnej wolnosci zagwarantowanej mi jako obywatelowi. Dwa, ze jakiekolwiek rozporzadanie moja osoba nastepuje wbrew mojej woli. Dysponowanie moimi rzeczami jest niezgodne z prawem. A grzebanie mi po szafkach mozna uznac jako mobbing i nekanie. Z pełnym spokojem przedstawilem jak jej szereg zachowan wobec mnie jest niezgodny z prawem i pomoglo troche. Choc zarazem wsciekla sie niesamowicie. Dodatkowy plus ktory mnie wzmocnil jest taki ze kiedy mowi ze mnie wypierdoli z domu, wzruszam ramionami i mowie ze znalazlem przytulek dla bezdomnych - male miasto, praca "publiczna" wiec dobrze wiem ze tego akurat chcialaby uniknac. (25 letni chory syn, niepelnosprawny umyslowo probuje zamieszkac w przytulku dla bezdomnych ? ). Im ze mna lepiej fizycznie i psychicznie tym bardziej komfortowo czuje sie w tej sytuacji i troche odbijam sobie i powoli po swojemu wszystko robie. wielkie FUCK YOU kiedy nie mam ochoty pracowac, wkurwia mnie dysponowanie moja kasa, albo mam sprzatac wbrew sobie :>. Ostatnio kiedy wychodziłem z domu, a nie chciała mnie puscić gdzieś, zagroziłem że zadzwonie na policje że jestem przetrzymywany. Ale ergo, nie robie krzywych akcji, nie cpam juz, widac po mnie ze jest lepiej czego nie moze negowac, bo faktycznie jest duuuzo lepiej choc po mojemu. Staram sie odbebnac minimum, a coraz czesciej nachodzi mnie ochota zeby faktycznie posprzatac. Czy cos zrobic. O pracy zaczynam myslec i to pozytywnie, ciesze sie na mysl ze za niedlugo, po 3 miesiacach ostatniego niepracowania, moze pojde do pracy ! (bo trzeba jeszcze znaleźć )
-
(a taki fajny post napisałem kliknąłem jakiś refresh przez nie uwagę i poszło....) w skrócie to taki test byłby lipny. -- MarcoPolo - dużo racji w tym co napisałeś. Od dwoch lat kombinuje jak uwalic jednego lekarza (ordynator rehehehe). Zakumplowalem sie z takim jednym w szpitalu, takze narkoman, leczony od 7 lat chyba. Popelnil niedawno samobojstwo. Znalazlem w necie epikryze i przebieg choroby innego z tego samego szpitala - takze para lekarzy ordynator i ta co mi epikryze wystawila. Rowniez popelnil samobojstwo. Czasem czuje sie jakby na to samo liczyli ze mna, ze tez walne samoboja. Po dwoch latach zbierania materialow - jedno sie dowiedzialem - temat z powodu dupomycia w gronie lekarskim w ogole nie nadaje sie na sprawe sadowa.
-
noonelive - dobry kawał :) kiedyś sobie z nudów wymyślałem kawały o lekarzach i tej ordynator ( nie lubię jej do teraz a już prawie 4 lata nie widziałem) np. spotyka się psychiatra z psychiatrą i jeden do drugiego : "a weź do mnie nic nie mów bo cię zdiagnozuje" albo lekarz do lekarza : "pan jest jakiś chory" "hmm...to pan jest lekarzem"
-
to był komentarz do artykułu ;o może przydługawy A dopiero teraz tak w ogóle zauważyłem że temat jest trochę "umierający" i starej daty. Proszę o wybaczenie ;P
-
podobnie czułem się w szpitalu, nie chciałem tam zostawać. Traktowano mnie i innych jak nie ludzi. Co mnie najbardziej śmieszy to że interesowałem się biochemią, psychologią, medycyną do końca liceum. Później zacząłem ostro ćpać i pomimo że w szpitalu byłem nafaszerowany chemią że pewnie wskaźnik w liczniku geigera zaczął się podnosić. To będąc w szpitalu, a szczególnie kiedy odstawiłem dragi i leki a zacząłem trzeźwieć - przekonanie o niesłusznej hospitalizacji i farmakologii wobec niektórych tam przebywających się umocniło. Jedna kobieta którą tam poznałem miała zaburzenia w związku ze swoim mężem na tle seksualnym i wspólna terapia u seksuologa powinna im pomóc. Druga 'dziewczyna' miała kompleksy na punkcie swojej osoby, związanych z brakiem fizycznego i psychicznego 'zaspokojenia' od chłopaka...jakiegokolwiek. Było dwóch zakompleksionych chłopaków. Jeden starszy, drugi trochę młodszy. Terapia z aktywizacją społeczną byłaby w ich przypadkach wystarczająca. Jeden nałogowy alkoholik który dostał psychokulki zamiast terapię przeciw uzależnieniu. Dwóch ćpunów, w tym trzeci ja z którymi się zgadałem i czasem sobie przyćpałem w szpitalu. Był jeszcze 4 do brydża ale wyszedł ze szpitala zaraz w momencie kiedy zacząłem dochodzić do siebie (bo jeszcze jak pisałem na tym forum, trafiłem tam z ostrym urazem przedniego prawego płatu czołowego - tak że mój hc stan nie mógł być bardziej opłakany ) Trafił tam ojciec w rodzinie który przestał dogadywać się z rodziną, a którym też pomogła by terapia rodzinna. Było jeszcze kilka osób co do których nie chce już mi się opisywać, a którym wystarczyłaby terapia, bez farmakologii i hospitalizacji lub zwykłe pieprzone senatorium dla odpoczynku (niektórzy byli tam właśnie z tego powodu, stres życiowo-zawodowy) I jedynie z ok.40 osobowej grupy chorych w szpitalu - 6/7 kfalikowało się pod ostre stany zaburzenia, psychozy, odrealnienia. --- A to co przeżywałem w szpitalu, to jeszcze pikuś z tym jak musiałem sobie radzić w życiu po, chyba dobrze że sobie czasem jeszcze przyćpałem na psychokulkach bo pewnie bym się powiesił. A myśl o samobójstwie kiedy poraz kolejny nie chciano mnie stamtąd wypuścić przebiegła mi parę razy przez głowę. Bo jak nie mieć wszystkiego dość w takim miejscu, gdzie matka pierdoli hujstwa, lekarze nie słuchają tego co jest prawdziwe, a jak jechałem im różne zmyślone rzeczy to łykali jak ambrozje, ojciec który nalegał na ambulatoryjne leczenie został zgnojony przez panią ordynator. W pierwszej mierze niech się leczą lekarze, w drugiej mierze rodzina pacjenta a dopiero na samym końcu wątpliwy chory.
-
nie odpowiem na pytanie 'co' - przypisywanie doświadczanym stanom i zjawiskom nazw jest jak celowanie w nocy w czarne kulki. Ale najprawdopodobniej właśnie emocje wzięły górę. To z czym najciężej, najtrudniej sobie poradzić to strach i gniew. Kiedy ktoś cię atakuje werbalnie czy fizycznie czujesz 'gniew' (oft - chyba nikt podczas ataku nie czuje podniecenia, albo nie przypomina sobie że zapomniał wyłączyć pierogi z gazu -_-). I prawdopodobnie wzięło to górę. Nie podpowiem ci jak nabrać do tego dystansu. Szczególnie że najpierw oberwałeś ciężko po głowie. Mogą pomóc sparingi w rękawicach, odpowiedni kurs 'wyczynowy' podczas wakacji. Czasem ćwiczę z 'nlp' wizualizację ataku, bądź zaatakowania przez kilka osób (robią tak na przykład niektórzy sportowcy) - wzbudzając w sobie gniew, przyzwyczajam się do stanu pobudzenia adrenalinowego połączonym z silnym pobudzeniem emocjonalnym.
-
nie wiem czy to żart czy nie. Hej man zmian nie cofniesz ani zatrzymasz. Mnie też wkurza wiele takich rzeczy ale w końcu przechodzi bo się przyzwyczajam. A kto powiedział że nie możesz sam zorganizować jakieś łotanki w piłę. Jest fb, jest nk, gg, komórki i nie wiadomo jeszcze jakie formy komunikacji (nowoczesne ;PP) ale nikt nie każe znowu używać ci tak jak większość. I znam dużo osób które nie lubi lady gg. Nie widzę problemu, cieszę się tym że nie jestem w 80% które jest trochę jakby zautomatyzowane i nawet nie powie ci do końca dlaczego słucha lady gg, czy co tam jeszcze jest. Sam znam parę kawałków, ale w domu lubię posłuchać ambient, gothic, clubbing, old rock i mam paru znajomych którzy też to lubią. Czasem jak jest ciepło ktoś wpadne z ballem do siatki i się pogra. Dla mnie to jest proste, jak coś mnie wkurza to ode mnie zależy żeby to zmienić. Nie mówię żeby wyrywać kasowniki albo coś z tymi kasownikami bo to trochę niezależne. Ale skrzyknąć jakichś znajomych do dobrego meczu na boisku, to możesz sam zrobić. A co do busów to kup sobie bike, albo nawet taki starszy rower jak gazela czy coś i jeździłbym na tym rowerze (jeśli odległóść pozwoli) w dupie mając wszystkie nowoczesne kasowniki.
-
Jop, poważnie jakoś nie doradzę, ale też miałem sporo kompleksów i róznych takich. Najważniejsze to nabrać dystans i potrafić się pośmiać. Życzę więcej odwagi. I nie przejmowania się trądem. Miałem kumpla, miał trochę podobnie, pół życia jakiś specjalnych traktowań, teraz już mu prawie całkiem przeszło ma 24 lata. Tylko dystans do tego, nie doszukuj się specjalnie szydzeń z ciebie, bo generalnie jak ktoś szydzi to znaczy lamus jest i tyle bo ma problem ze sobą że nic specjalnego to w nim nie ma. I jedyne czym się podbustuje to tym że sobie poszydzi. W gimnazjum często ze mnie jeszcze szydzili bo podstawówka trochę kujon ze mnie był, gimnazjum już klasa trochę osób z takiej blokerni trochę uboższej, bojówka ulicy itepe. Ale jedni z drugim się przekonali że nie da się mnie złamać, i generalnie kiedy np. wzięli mi mój plecka wyjebali wszystko do kosza, a część rzeczy za okno. A tutaj nic, zero reakcji z mojej strony nawet nie drgnąłem przez całą przerwę, przyszedł nauczyciel 15 minut lekcji i pyta się mnie gdzie masz zeszyty - w śmietniku, "a czemu" to mu powiedziałem że tak wyszło, ale goście już trochę byli wtedy spękani. Jak to się ma do trądu? pewnie nijak, ale czy to jest w życiu aż tak bardzo ważne, na 99% zmiany dermatologiczne skóry w końcu przejdzą, trafisz na dobrą specjalistkę i ułoży ci się w życiu bardziej (bo często nie pomaga nerwowe podejście, nawet na skórę). Dystans, humor, i odwaga że jak ktoś typowo z ciebie szydzi to coś zrobić. Nie wiem, takie podwórkowe to jak ktoś się na ciebie patrzy możesz jechać "co chciałbyś trochę" to pewnie pomysł na wariata, ale skuteczny jak diabli. nic tak nie gubi czyjejś pewności siebie jak twoja pewność siebie :] Czaisz, patrząc się temu drugiemu w oczy rzucić "Co, chciałbyś trochę przystojniaczku, chodź to cię przytulę :]"
-
Bo też się na nich gapisz. Mnie też co jakiś czas wszystko wkurwia, ale nabrałem optymistyczne podejście do tego wszystkiego. W końcu, i częściowo dzięki znajomym. Jak wkurza cię wszechobecny brud, bierz michę z płynem, ścierka w dłoń i job cały dom/mieszkanie sprzątnij. W więzieniu nawet się czymś ludzie zajmują. Masz kompa, ściągnij sobie film z więźniami, chuj do reżimu można przywyknąć a jak nabierzesz dobrego podejścia to myk jakaś fajna (potocznie pisząc) niunia się znajdzie, na pewno cię rozweseli. Ćwiczę już prawie codziennie, albo co dwa dni, żeby złapać masę mięśniową. Pompki, brzuszki, ciosy, musik w tle czasami i dawaj. Książka, film, spacer - na spacerze często kogoś spotkam. W piątki wyjście do baru i leci. Akurat rutyna to najmniejszy problem choć też wejście w stały rytm jakoś trzeba było wypracować. Zacząłem od mycia zębów, i prysznicu wieczorem , 3 razy dziennie ząbki - i wiesz jak można zarąbiście się czuć z zarąbiście wymytym uzębieniem. Ale z fajkami mam jeszcze problem, jakiś miesiąc temu jak byłem dwa i pół dnia bez fajek potraktowałem szafę z karata i się złamała . No i fajek na razie nie próbują na mnie wymuc żebym rzucił. A jak cię wkurwia wszystko, a nie ma nikogo w domu. To możesz spróbować, dre japę na cały regulator prawie w domu, ew. jak mieszkasz w bloku to idź gdzieś do lasu. I śpiewam sobie 'Stara ty K*** Stary ty P**** kiedyś też cię tak ojebie jak ty mnie, wypie**** hu** głupi ciebie nikt już nie lubi, z dziesięć piętnaście minut, i wracam do zajęć :)
-
ulubionym mojej starej jest " jak ci się nie podoba to wypierdalaj" qrwa ciekawe gdzie -_- ostatnio powiedziałem jej że znalazłem schronisko dla bezdomnych z przytułkiem tylko nie wiem czy mnie przyjmą. Albo jak po sprzątaniu cały tydzień w domu chciałem wysępić na tyteks (palenie zanim będę na tyle silny żeby rzucić to jeszcze chyba z 2 lata) i coś tam powiedziała że nie dała rady kupić, teraz mi nie da bo nie wypłaciła itp. a dwa dni nie paliłem to powiedziałem że wychodzę kiepy na ulicę zbierać. Więc swoje sposoby zaczynam mieć,uwłaszczające mojej godności człowieka ale jednak. Chce się bawić w głupie gierki to niech się liczy ze słowami, zamiast tylko wymagać ale nie dawać przykładu. Innym takim jest np. mojej starej ofc : "cmoknij mnie w pompkę" jadę na to :"to ściągaj gacie" istny wariatowek z moją matką :///
-
Wypiszę się w końcu a co :)) może ktoś przeczyta, może ktoś z rodziców zwątpi albo lekarz jakiś złapie inny punkt patrzenia na chorobę ;P Po 4 latach z chorobą, prawie że równo rocznia wyjścia ze szpitala po pierwszej i na razie jedynej hospitalizacji - patrząc na całe doświadczenie nabywane podczas różnych terapii, czytania książek i materiałów z zakresu medycyny i psychologii, biochemii, troszkę inaczej widzę teraz niektóre rzeczy które się wydarzyły, i wydarzały (a interesowałem się przedmiotami j.w już wcześniej.) Kilka spraw które wkurzają mnie w moim przypadku najbardziej to że dotyczy hmmm...właściwie mnie i mnie najbardziej boli moja własna choroba. A to co wkurza mnie najbardziej, to że Ordynator szpitala w oświęcimiu wg. mojej oceny popełnia jeden z największych błędów lekarskich i zostałem przyjęty do szpitala wbrew prawu. Moja matka zabrała mnie na rozmowę do psychiatry kiedy kumpel przywiózł mnie z anglii samolotem. Wsadził do samolotu i przyleciałem z nim do polski. Moja rodzina była w trakcie finalizowania rozwodu tj. matka z ojcem czego nie wzięto w ogóle pod uwagę. Przeszłość rodzinna prawie że patologiczna co zostało utajnione przez matkę i było utajnianie podczas wspólnych rozmów w szpitalu. Dodatkowo obciążyło to właśnie mnie (!!) i zostało brane jako urojenia (!!). W Anglii rzeczywiście odpierdalało mi powoli. Właśnie byłem w przerwanym ciągu amfetaminowym i alkoholowym. Dalej jarając trawę. Ćpałem i piłem przez półtorej roku prawie że dzień w dzień a czasami kilka razy dziennie. W polsce byłem bez kontaktu przez ok. tygodnia bez trawy dodatkowo. Był to mniej więcej 3 tydzień, włącznie z tygodniem bez trawy, przerwanego półtorocznego driftu po bandzie. Podczas pierwszej rozmowy prywatnej z ordynator Zalewską w oświęcimiu powiedziałem co ćpałem i jak ćpałem i ile ćpałem. W epikryzie zostało to utajone, przez panią ordynator zapewne i określone wpisem "wywiad niejasny". Pierwsze jej rozpoznanie było dwubiegunowe zaburzenie psychoaktywne. I tak wieczoru tego samego, pokłóciłem z moją matką, powiedziałem że wychodzę spać do ojca. Zacząłem krzyczeć ratunku bo nie chciała mnie puścić. Wsadziła mi skarpetkę w gębę żebym się zatkał. Wyjąłem zacząłem się ubierać a wtedy panicznym krzykiem, moja matka de facto przysporzyła się do tego że mój młodszy brat się na mnie rzucił. Właściwie to chwycił za ręce od tyłu, uderzyłem się wtedy bardzo mocno szarpiąc z nim w prawy bok głowy nad łukiem przyskroniowym. Chwilę wcześniej próbując wyjść odepchłem moją matkę od siebie, bo próbowała się na mnie rzucić (powinienem napisać jeszcze że mój ojciec przez pół życia próbował ją leczyć, wielokrotnie agresywnie zachowywała się wobec mnie, siłą, karą i bólem wymuszając to co chce.) Przy wychudzeniu -30 kg od normy Bmi, z uderzeniem w głowę po którym mam wgniecenie do dziś i szramę na czaszce, w przerwanym ciągu narkotykowo alkoholowym. Podjeżdza wezwana karetka pod mieszkanie, zaczyna wszystko we mnie mięknąć, jadę do szpitala i pytam się czy jak podpiszę papiery na leczenie to będę mógł potem bez problemu wyjść ze szpitala, np. jutro jak się obudzę. Lekarz dyżurny powiedział że tak. Jebnął mi sporą dawkę jakiegoś "uspokajacza" i co się działo przez najbliższy czas to nawet znajomi nie chcą mi opowiedzieć. Wkurwia mnie moja matka nie możliwie, takim zachowaniem i przeszłością której nie chce mi się nikomu opisywać, a szczególnie lekarzom. Jeszcze sam sobie dosram jak będę chciał powiedzieć lekarzowi prawdę. Wkurwia mnie fakt że przy odurzeniu po narkotykowym przyjęcie do szpitala było bezprawne. I wkurwia mnie cały polski system zdrowia za brak pierdolonej renty, wyrok skazujący chorobą w 3 miesiącu szpitala podczas którego wielokrotnie zgłaszałem chęć opuszczenia tamtego miejsca. Wkurwia mnie zakaz który miałem, wykonywania zawodu jakiegokolwiek przez dwa lata. Wkurwia mnie to co widziałem w szpitalu. I jak się tam traktuje różne osoby, w tym mnie. Kto normalny chciałby tam przebywać, po dwóch tygodniach próbowałem stamtąd zdupić, wyszedłem za drzwi przekręcając ten głupi kluczyk w "strzeżonych" przez innych pacjentów drzwiach, wyszedłem i się kurwa wróciłem - głupi w piżamie i klapkach wypierdolić z psychiatryka. Chcieli mi jebnąć zastrzyk uspokajający przed którym broniłem się rękami i nogami. I to też mnie wkurwia. I wkurwia mnie to bardzo, ale na szczęście przechodzi. Staram się nie myśleć. Tylko podejście rodziny nie wiele pomaga, a jak próbuję ich namówić na terapię rodzinną to się mnie zbywa - "to ty jesteś chory, nie my" I to TEŻ mnie wkurwia! I muszę w końcu gdzieś to z siebie wyrzucić, bez obaw że jakiś cwel lekarz będzie mnie traktował jak obcego którego umysł jest gdzieś poza a on sobie robi eksperymenty zmieniając leki, podejście - bo tak się czuję u lekarzy i tak się czułem w szpitalu. I to też mnie wkurwia. Jakby cała moja choroba była poza mną, poza moją kontrolą było moje życie i huja mogłem cokolwiek zrobić. Pzdro. p.s. 4 lata i coraz lepiej się czuje. od dwóch lat bez leków. Ale najważniejszym ostatnim przełomem jest utrzymywanie całkowitej abstynencji od narkotyków. I bardzo rzadkie spożywanie alkoholu. Ćwiczenia fizyczne, spacery na słońcu, sprzątanie w domu, ruch i spotykanie ze znajomymi. Czytanie książek, granie na kompie, oglądanie filmów - dużo pomaga. I unikanie mojej starej. Ale to chyba tylko mój specyficzny przypadek. -- 08 kwi 2011, 13:07 -- ps. mały edit, każdy przypadek jest specyficzny tak mnie naszło chwilę po napisaniu. Może nie potrzebnie nowy wątek
-
nie tknąłem się twardych tak jak chciałem od sylwestra 2008/2009. Ostatnie dwa okresy nie palenia trawy to 6 miesięcy równo bez ani jednego jointa, i 8 miesięcy. Obecny czas niepalenia to 4 miesiące. i trzymam się dobrze, odmawiając równo każdemu namawiającemu. Łącznie z tym że niedawno namawiaczowi powiedziałem że walnę z dyńki, albo z piąchy. Pierwszy miesiąc byłem też niedawno całkowicie trzeźwy, przez cały miesiąc nie tknąwszy alkoholu. Po pierwszym miesiącu na imprezie jednak uległem. Dziś znowu dwa tygodnie bez kropli piwa nawet. Pomimo imprezy tydzień temu. Trzeźwość to jednak podstawa. Czy się leki bierze, czy nie (mam na myśli że zdrowo nawet dla "całkiem zdrowych" i tych nie do końca :)) Sił przybywa każdego dnia :))
-
Tak sobie trochę teoretyzuję, szukając sposobów na powrót do lepszego jakościowo życia, i bardziej stabilnego. wiele, ale to bardzo wiele mówi się w wypadku różnych typach zaburzeń o dziedziczności skłonności do zachorowania. Niejakiej predyspozycji do zachorowania. Nie czytałem jeszcze badań dotyczących tła rodzinnego. Ale jednym z głównym konceptów na którym chcę się oprzeć jest behawioryzm. Jasno można stwierdzić poprzez badanie krwi, stężenia poszczególnych hormonów, składu chemicznego krwi i nadczynności czy niedoczynności jednego z organów mózgowych odpowiedzialnych za produkcję jednych z głównych grup aminokwasowych naszego organizmu. Które to odpowiedzialne są za stabilną pracę całego organizmu i utrzymanie właściwej homeostazy. Poprzez szczegółowe badania markowania genów można określić i wykluczyć pewne zależności. Czy więc głównych czynników świadczących o "predyspozycji" do zachorawania należy szukać przede wszystkim w najbliższym rodzinnym wychowaniu? I "błędów" wychowawczych które mogłyby zaważyc na całą grupę różnych chorób. Tekstem tym jakimś, być może obrazoburczym dla psychiatrów i lekarzy, jest też na celu zrzucenie całej otoczki wielkości i ogromu problemu. Problematyka róznego rodzaju zaburzeń na pewno jest złożona. Jednak nie uważam by szukanie w genach, u których poszukiwania te są dość zawężone poprzez samą specyfikę budowy ośrodkowego układu nerwowego. Mam na myśli ograniczony pewnymi ramami "specyfiki" istoty żywej skończone pole poszukiwań. W związku z powyższym, czy należałoby leczyć przede wszystkim i tylko pacjenta, czy w leczenie powinno być zaangażowane całe środowisko. Złożona problematyka różnych zaburzeń przy których podejmuje się decyzję o hospitalizacji czy leczeniu lekami, powinna być podjęta na ostatnim miejscu. W prawie wszystkich zaburzeniach można znaleźć wspólny mianownik, a jest to chociażby człowiek. Podczas różnego rodzaju rozmów z różnego rodzaju osobami, naszedł mnie wniosek, że większa część zaburzeń powstaje z kilku głównych powodów. Zaburzenia na tle zaspokojonia podstawowych pragnień piramidalnych, karygodne i rażące błędy wychowawcze, kumulująca się niechęć do występowania danego zjawiska na które dana osoba jest wystawiona, brak wczesnego zdiagnozowania istnienia problemów. Mógłbym na ten temat rozpisać się bardzo długo, ale kilku stron to pewnie nawet nie obsłuży format wyświetlenia na forum, a i większości osób nie będzie chciało czytać się do końca :) Pokrótce, chciałbym więc by ten krótki post był apelem aby rodzice lub osoby ze środowiska wychowawczego (nauczyciele, pedagodzy etc.) bardziej zwracali uwagę na otoczenie w którym pracują. Rodzice na swoje pociechy. A psycholodzy i psychiatrzy na swoich pacjentów. Mitem dla mnie jest niemożliwość wyleczenia nawet z najgorszych objaw zaburzeń psychosomatycznych. Ale przestrogą powinna być łatwość z jaką można w nie wpaść.
-
a ja muszę się pochwalić że odkąd lekarz stwierdził że jestem zdrowy i odstawiłem leki jest wspaniale :) z każdym dniem coraz lepiej, zacząłem normalnie ćwiczyć, gotować,sprzątać,pisać,uczyć się i w ogóle wszystko jest takie piękne jakbym znów był w liceum :) kosztowało mnie to trochę otumanienia po lekach ale było warto je brać regularnie :)
-
Trzy programy a temat nerwicy i depresji
Nez odpowiedział(a) na cinnamon_inspiration temat w Kroki do wolności
może to jeszcze zależy od przeglądarki? też mam avasta i nie wykrywa żadnych wirusów -
celineczka gdzieś tak wyczytała o tej schizofrenii ? Schizofrenicy b.rzadko są agresywni wobec innych, jeśli już to prędzej sobie zrobią fizyczną krzywdę niż komukolwiek innemu, wiadomo u różnych osób różnie choroba przebiega ale szybciej sobie "nieświadomie" zrobią krzywdę niż komukolwiek innemu, schizofrenicy nie są skupieni na sobie tylko na świecie w którym żyją - wszystko jest bezpośrednie poprzez zatracenie dystansu do języka, nie są nieufni a trudności w nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich i wszystko co napisałaś (oprócz tej agresji wobec innych osób) dzieje się podczas ostrych stanów - mimo to często nie są nieufni, tylko ciężko do nich dotrzec - w zależności od rodzaju schizofrenii trzeba się albo spodobać ich chorobie, albo ich sposobowi myślenia i fascynacji tym co akurat przeżywają, albo jeszcze innym sprawom na które raczej ciężko wpaść, tych kontaktów też jakoś raczej nie unikają - to raczej my unikamy podejrzanie zachowujące się osoby. Rożnice pomiędzy psychopatią a schizofrenią są ogromne. jeśli chodzi o schizofrenię to może objawić się ona niewiadomo kiedy, niewiadomo u kogo. Psychopata choruje przeważnie od wczesnego dorastania i wiąże się to z niemal stałą dysfunkcją społeczną. Schizofrenik odczuwa lęki i strach, psychopata analizuje lęk, przyczynę, przyswaja go niejako tak u siebie jak i u innych - nie odczuwa tak silnie ładunku emocjonalnego związanego z lękiem. W drugą stronę psychopata niewspółodczuwa. Psychopata również często wykorzystuje ludzi, jako tako nie ma trudności z nawiązanem kontaktu z innymi osobami (ponieważ niejako nie ma żadnych zaburzeń) lecz wykorzystuje ich głównie do celu który chce osiągnąć. Co do psychopati - to po prostu jest to dla mnie typ osobowości bardzo nieliczny - co do podobieństw są ale w przypadku gdy schizofrenia przybiera swoje najostrzejsze stadium. Od niektórych terapeutów słyszałem także niezgodne opinie z tym co podaje przeszłość jak i większość uznanych dzisiejszych autorytetów w tych sprawach - podali mi oni przykład psychopaty jako stale myślącego oderwanego od emocjonalnego świata człowieka lecz nic nie mówili że miałaby to być osobowość nieprawidłowa, typ aspołeczny czy jakkolwiek tak - po prostu 9x% świata to neurotycy. Przykład był taki, gdy w dżungli zaatakowałby Cię lew zapewne zaczął byś uciekać, zareagowałbyś jakoś gdybyś nie miał żadnego doświadczenia co robić w takich sytuacjach, a psychopata zacząłby się zastanawiać co zrobić i jaką opcję wybrać
-
taka fascynacja może też minąć jeśli spróbujesz być z jakąś dziewczyną. Większość z moich znajomych (płci żeńskiej ) całowało się, czasem nie raz , z inną dziewczyną - niektóre probowały umawiać się na potajemne randki by po jakimś czasie przekonać się że to tylko przelotne. A jeśli nigdy już nie poczujesz pociągu do faceta, to w końcu nie jest to nic złego. ważne żeby samemu czuć się szczęśliwym, zdrowym i "stabilnie" (w pewnym sensie chodzi o bycie pogodzonym z samym sobą)
-
rzeczywiście pomoc psychologiczna może być dobra jeśli sama nie dajesz sobie z tym rady. Do psychiatry bym poszedł jeśli terapia z psychologiem by nie pomogło ( to trochę moje zdanie ale uważam że większość psychiatrów od razu chce wrzucić leki tam gdzie jeszcze może pomóc terapia). Jednak jest duża różnica pomiędzy lękiem powtarzającym się wynikającym z danej nagłej sytuacji (niezależnie jak silnym by on nie był) a lękiem chorobowym, czasem jednak specjalista jest potrzebny. To tyle jeśli chodzi o to jakbym doradził większości Jednak to co próbowałaś zrobić wychodziło od Ciebie i jeśli jakikolwiek lęk pojawia się w Tobie, lub będzie chciał Tobą zawładnąć w jakiejkolwiek formie to będzie to tylko Twoja negatywna, mroczna część Ciebie. Nigdy nie zaakceptujemy tej części siebie, nie lubimy i nie chodzi o to by się z nią pogodzić. Ale wierz mi zawsze możesz ją pokonać tym czy innym sposobem, odpowiednim dla Ciebie. Może to będzie terapia, może leki, czy cokolwiek innego.
-
IMO to minie, zdynstansuj się od strachu, traktuj go po "przyjacielsku", jeśli kiedydolwiek najdzie Cię strach zajmij się czymś, czytaj książke i staraj się skupić tylko na tym co robisz, to może być nawet tetris, cokolwiek co odwróci koncentrację od strachu, spróbuj choć trochę skupić się na czymś innym, jeśli taki strach najdzie Cię podczas robienia czegoś, rób to dalej, nie pozwól żeby Cię opanowywał a zaraz nie skupiaj się za bardzo na tym żeby sobie poszedł. Po prostu ignoruj. To może nie być łatwe i szybkie, ale strach w końcu zniknie. Dodatkowo całkowicie najlepiej przestać się interesować tematem który powoduje strach. no i właśnie, nie zrobiłeś nic złego
-
zmieniłem zasłony w mieszkaniu odsłaniam je wraz z słońca zachodem deszcz zmył ścieżki na mapie błądząc pytam o miejsca z przeszłości galopem unoszę się w przestrzeni kolorowe obłoki wyprzedzając otwieram oczy i czuje ich smak na ustach czerwone ciasteczka w piekarniku przyrządzanie z siebie deseru desperacki akt cukierniczej metarmofozy symfonia grana na zmysłach interwał pomiędzy kolejnymi aktami kurtyna bieli lustrzanym ekranem on wie że jestem bez biletu
-
gratulacje i powodzenia :) Najtrudniej chyba zerwać konkakt ze znajomymi którzy biorą jak się pokona ten krok a jest się przekonanym do rzucenia to potem jest łatwiej. No i pierwszych parę razów też jest ciężko odmówić, ale potem już idzie. Powodzenia